18.10.06 Jiri Bazar (1955m npm)
Z Katmandu wyruszyliśmy około godz. 8. Jechaliśmy drogą wznoszącą się coraz wyżej i wyżej..
W końcu opuściliśmy biedne zabudowania Katmandu - wjeżdżając w krajobraz górzysty - piękny i magiczny! Jechaliśmy naprawdę długo, ale widoki były cudne!!
Mijaliśmy pojedyncze domki przed którymi ludzie prowadzili proste, powolne życie - często po prostu siedzieli zapatrzeni w otaczającą ich rzeczywistość..
Przemierzając nepalskie bezdroża, w pewnym momencie zatrzymano nas, pod pretekstem pobrania obowiązkowej opłaty - w tym czasie Maoiści, panoszyli się po całym Nepalu wyłudzając zarówno od turystów, jak i samych Nepalczyków - nierzadko duże kwoty pieniężne!
Początkowo żądali od nas 500 rupii od osoby - była to chwila z posmakiem nieprzyjemnej grozy - młodzi Maoiści stali nad nami ponad godzinę z karabinem w dłoni, a kierowca powiedział, że za nic w świecie nie ruszy dalej, jeśli nie zapłacimy żądanej kwoty!
W końcu jednak ostatecznie skończyło się na 2000 od 9 osób! Źli - jednak zgodni co do tego, iż dalej jechać pragniemy, zapłaciliśmy 2tys. rupii, po czym otrzymawszy pokwitowanie, ruszyliśmy dalej..
Jednak przygód z Maoistami to dopiero początek - jadąc w kierunku Jiri Bazar po drodze mijaliśmy cały sztab młodych Maoistów - byli to naprawdę młodzi chłopcy - zastanawialiśmy się, co nimi tak naprawdę kieruje, wstępując w szeregi M. - czyżby nie była to zwykła chęć szybkiego i łatwego wzbogacenia? Taka była moja refleksja, po dłuższych obserwacjach..
Nieopodal Jiri -zatrzymano nas ponownie - tym razem musieliśmy pokazać nasze paszporty - i w tym momencie, okazało się się coś strasznego - Paweł swojego paszportu nie mógł odszukać!
Sytuacja zrobiła się bardzo gorąca, ponieważ bez paszportu, nawet jeśli udałoby mu się przejść nepalskie bezdroża - jak wróciłby do kraju?
W tym momencie, jednak liczyło się to, aby zachować zimną krew i wymyślić dobry kamuflaż! Na szczęście kontrola okazała się na tyle mało wnikliwa, iż Pawłowi udało się ukradkiem przejąć paszport jednego z naszych kolegów, a ponieważ panowie nie sprawdzali zdjęcia - przyglądali się tylko jak wypełniamy formularze (należało spisać dane - Paweł trzymając w ręku nie swój paszport, wpisał cokolwiek.. tym razem się udało!)
Po dotarciu do wioski, Paweł przypomniał sobie, że najprawdopodobniej zostawił paszport w Katmandu w ksero!
Po dotarciu do wioski, Paweł przypomniał sobie, że najprawdopodobniej zostawił paszport w Katmandu w ksero!
Nie mieliśmy wiele możliwości - Paweł mógł wrócić do Katmandu, ale po pierwsze nie miał tak naprawdę pewności, czy w owym ksero paszport Jego rzeczywiście pozostał, poza tym rodziło się pytanie, co z trekkingiem, który dopiero rozpoczynamy? Nasz plan był stosunkowo napięty i wszelkie opóźnienia, raczej były kłopotliwe... postanowiliśmy odszukać telefon (a nie było to łatwe!!), po czym Damian zadzwonił do hoteliku w którym spaliśmy z prośbą o sprawdzenie ksera - po długim, pełnym napięcia oczekiwaniu, na szczęście okazało się, że paszport jest!!
Nepalczycy to wspaniali ludzie, pod wieloma względami - co prawda, umówiliśmy się, że kierowca, który dostarczy nam zaginiony p. otrzyma za to pieniądze - jednak bez problemu wykazali chęć dostarczenia nam go, najszybciej, jak to możliwe!
Tym optymistycznym akcentem, udaliśmy się na pyszny posiłek :)
Następnego dnia, zaraz po przyjeździe paszportu - wyruszyliśmy w drogę!
Następnego dnia, zaraz po przyjeździe paszportu - wyruszyliśmy w drogę!
Tuż za zakrętem kończyła się droga asfaltowa, a zaczynała stroma ścieżka, którą od tej pory - długie 18 dni, podążaliśmy w górę i w dół, często wiele godzin w zupełnych pustkowiach, otoczeni wszechobecnymi górami!
Mijaliśmy biedne chatki, skromnie żyjących ludzi - jednak zawsze uśmiechniętych i pogodnych!
Wczorajszy dzień okazał się bardzo ciężkim wyzwaniem - pokonaliśmy dwie trasy przewodnikowe w jeden dzień, co przyczyniło się do tego, iż rozdzieliliśmy się na dwie grupy - my z Damianem dotarliśmy do miejsca, w którym byliśmy umówieni na nocleg (Bhandar) o późnym zmroku.. a kiedy następnego dnia wyszliśmy na zewnątrz - naszym oczom ukazała się pierwsza podczas tego trekkingu stupa :)
Pierwszy odcinek naszej wędrówki, to stary szlak minionych wypraw na Mt Everest, pamiętający jeszcze Hillarego i Tenzinga -pierwszych zdobywców najwyższej góry świata..
Niewątpliwie bardzo ciekawa, ale też bardzo mecząca! Szlak biegnie wśród stromych zboczy, które każdego dnia należy pokonywać wspinając się, po czym schodzić w dół doliny, by ponownie wspinać się w górę! (ciekawostką jest fakt, iż do chwili dojścia do bazy pod Mt Everestem pokonana różnica wynosi prawie 9 kilometrów, czyli niemalże tyle, ile wynosi wysokość góry mierzona od poziomu morza!).
Życie w Nepalu - zwłaszcza w tym rejonie, jest naprawdę bardzo ciężkie! Jedyna forma transportu, to przynoszenie wszystkiego, na plecach tragarzy - zatem wszystko uzależnione jest od czasu i możliwości osoby, która poszczególne rzeczy niesie!
Budowa domu, trwa bardzo długo i wymaga nie lada wyczynu! W rejonie, położonym bliżej lotniska w Lukli - wszystko wydaje się dużo prostsze - tutaj jednak byliśmy świadkiem takiej o to rzeczywistości - dom budowała rodzina własnymi rękoma, dosłownie - przerzucając kamloty i układając je tak aby stworzyć dom, który powinien być gotowy przed zimą!
Dziś jednak okazało się, że sił nie mamy aż tak wiele - w rezultacie tym razem zdołaliśmy pokonać tylko połowę wyznaczonej trasy - a ponieważ w taj maleńkiej, malowniczej wioseczce przywitał nas obfity deszcz, postanowiliśmy pozostać tutaj na noc.
Damian oddał mu swój mały podręczny plecak, dzięki czemu mieliśmy przez dwa dni bardzo sympatycznego towarzysza - chciałabym wspomnieć Jeszce o tym, iż kiedy Damian chciał po prostu dać mu jakieś pieniądze - On nie chciał ich przyjąć w sytuacji, kiedy nie zarobiłby ich swoją pracą!
Sunami - takie było imię chłopca, wędrował z nami w takim stroju, jak widać poniżej - a zważywszy na fakt, iż na samej przełęczy naprawdę było zimno a i śniegu było po kostki - należy mu się głęboki szacunek - ubraliśmy go co prawda w ciepły polar, jednak butów niestety nie mieliśmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz