Po zjedzeniu pysznego śniadania :) wyruszyliśmy w dalszą drogę..
Wspomniane przeze mnie wcześniej Goyom - to wioseczka, nieopodal najwyżej położonej przełęczy (3300m npm), która ku naszemu zaskoczeniu - cała pokryta była śniegiem. W naszym przypadku co prawda nie miało to tak naprawdę większego znaczenia - wystarczyło ubrać cieplejsze ubrania - jednak kiedy myślałam o biednym Sunami, który nadal z nami szedł - a który to wędrował w samych klapeczkach - przechodziły mnie ciarki. Najgorsze było, to iż w tamtych okolicznościach nie mieliśmy nawet szansy kupić mu innych butów!
Sam Sunami, jednak nie bardzo się przejmował, co prawda z radością przyjął od nas polar, ale buty (lub ich brak!), nie stanowiły dla niego większego problemu! Nepalczycy to naród doprawdy niezwykły - zamartwiając się o naszego znajomego Sunami - mijaliśmy biegnących niemalże po stromych stokach, porterów nie inaczej, jak zupełnie na boso!! Zatem klapki można by przyjąć były dużym luksusem.. Tym niemniej nie było łatwym zaakceptować fakt, iż tuż obok mnie maszeruje w zimnym śniegu - dziecko jeszcze, pozbawione normalnego obuwia...
Wędrując wśród górzystych bezdroży - po raz pierwszy spotkaliśmy młodych chłopców, którzy uczęszczali do jednej z buddyjskich szkół.. Wyglądali uroczo :)
Pokonując kolejne kilometry, dotarliśmy do bardzo sympatycznego miejsca, w którym początkowo planowaliśmy spożyć tylko ciepłą herbatkę - jednak okazało się tak przyjaznym domostwem, iż jednogłośnie postanowiliśmy pozostać tutaj na nocleg..
Maleńka miejscowość, do której dotarliśmy była jedną z nielicznych, które nie sprawiały wrażenia naprawdę bardzo biednego. Dom, w którym zdecydowaliśmy się na nocleg, prawdopodobnie był jednym z zamożniejszych chat - tutaj zjedliśmy najsmaczniejszy dal bhaat, który składa się z ryżu, zupy z soczewicy oraz w zależności od rejonu - warzyw jakie są tam uprawiane.
Wspomnieć jednak chciałabym o pewnym zdarzeniu, które mogło skończyć się tragicznie, na szczęście dzięki szybkiej akcji naszego kolegi, wszystko skończyło się tylko strachem.. otóż posiliwszy się, nie tylko dal bhaatem - rozsiedliśmy się wygodnie w okół kozy centralnie położonej w jadalni. Kiedy zmrok otulił ciemnością zmęczony świat - gospodyni postawiła na kozie świeczkę.
Pomyśleć, że chwila nieuwagi a dorobek całego życia - spłonąłby w przeciągu kilkudziesięciu chwil!!!
To jedna z chat, gdzie wędrując przez długie godziny, często w zupełnych pustkowiach - zatrzymywaliśmy się na filiżankę herbaty. Tym razem Pan poczęstował nas serem z jaka - okazał się wyśmienity - my z Damianem zakupiliśmy duży kawałek sera, który w późniejszej drodze był najsmakowitszą przekąską..
Kolejna przełęcz.. kolejne stupy! Chorągiewki modlitewne.. Coraz bardziej tutejszy krajobraz przenika głęboko w nasze dusze!
Każdego dnia pokonywaliśmy długie godziny, wypełnione wieloma kilometrami. Czasem jak już pisałam, zatrzymywaliśmy się w różnych domach na kubek herbaty, czasem miskę zupy.
Tym razem oboje z Damianem doznaliśmy bardzo szczególnych uczuć.. zostaliśmy przyjęci z niesamowitą serdecznością, jednocześnie zobaczyliśmy najbiedniejsze do tej pory domostwo - zaledwie jedno posłanie, na którym spała cała rodzina, Bardzo uboga kuchenka oraz zaledwie kilka przedmiotów codziennego użytku..
Niesamowite jak niewiele potrzeba, aby żyć! Nie myślę w tej chwili o wegetacji -w której niewątpliwie żyje niezliczona ilość ludzi na naszym globie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz