środa, 5 maja 2010

Zachodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii - część I

20.04.10 Bordersy (Szkocja), Cumbria (Anglia)
Aby dotrzeć do Anglii, przemierzamy rozległe krainy Bordersów - to niekończące się szczyty gór pokrytych zazwyczaj spaloną w słońcu i owianą wiecznie obecnymi wiatrami trawą.
To kraina w której królują piękne zielone lasy, to przestrzeń w której mieszczą się pełne uroku doliny wraz z maleńkimi strumykami, jak i rwące rzeki, w których przeglądają się samotne drzewa..
To niekończąca się , zapierająca dech w piersiach przestrzeń, którą trudno ogarnąć wzrokiem!

Opuszczając granice Szkocji, docieramy do malowniczej Cumbrii - Lake District - tę część Anglii, odwiedziliśmy i przemierzyliśmy w zeszłym roku - tym razem zaledwie posmakowaliśmy bajkowej aury jaka emanuje w każdym niemalże zakątku, po czym ruszyliśmy w kierunku zachodniego wybrzeża.

Niezwykłe bywają drogi, którymi wędrujemy - podobnie jak w Szkocji, są one bardzo wąskie, nierzadko mieszczące zaledwie jeden samochód, mijanie innego pojazdu wydaje się nie lada gratką.

Kiedy droga prowadzi pośród rudych pastwisk z widokiem na wyrastające w oddali szczyty gór - nie jest to ogromnym problemem, zawsze można zjechać na pobocze...



..jednak w sytuacji, kiedy zatrważająco wąskie drogi, bywają otulone kamiennymi murkami - sprawa staje się dużo poważniejsza i wymaga wyrafinowanej sztuki latania :)



Cumbria podobnie jak Bordersy, zachwyca mnie i wprawia w stan szczególnej tkliwości..


Wędrówka wśród niekończących się wzgórz utkanych pasącymi się owieczkami, to przyjemność obcowania i bycia..

To czas, kiedy rzeczywistość zdaje się omijać codzienność, przenosząc nas w świat pełen uroku, przesączony ciszą zakłócaną jedynie hulającym wiatrem..
To czas, który pozwala wyzwolić się z codziennej gonitwy, zapomnieć o troskach i kłopotach jakie nas otaczają na codzień..
Pozwala by nasze jestestwo, wyzwoliło najgłębsze tęsknoty - unosząc je wraz z przelatującym ptactwem, w nieznane przestworza ku przyszłości pełnej nadziei.




Wyruszywszy w drogę, zaopatrzyliśmy się w bardzo skromny prowiant - głównie owoce, dwie zupki, fasolkę w sosie pomidorowym.. tuńczyk w sosie własnym oraz małe puszeczki kukurydzy, które wraz z koperkiem tworzą bardzo sympatyczny duet. Szybki i smaczny - idealny podczas wycieczki samochodem.
Kiedy jednak nasze żołądki zaczęły dopominać się pożywienia, pomyśleliśmy, iż zatrzymamy się w najbliższej miejscowości, a tam skorzystamy z lokalnej kuchni.

Pokonawszy wiele kilometrów pięknych pustkowi, dotarliśmy do małego miasteczka Keswick -
- tam spacerując wśród kolorowych uliczek w poszukiwaniu.. indyjskiej kuchni - tak, bardzo lokalnej! :)

Od tak dawna miałam ochotę na smaki z dalekiej Azji, iż kiedy nadarzyła się okazja - właśnie takiej kuchni szukałam zgłodniałym wzrokiem..
Niestety pomimo tego, iż przeszliśmy miasteczko niemalże całe - kuchni indyjskiej nie odszukaliśmy.. ale czyż pragnienia się nie spełniają?? Nawet tak banalne jak chęć zjedzenia czegoś egzotycznego?!
A jakże - zrezygnowani kierowaliśmy się w stronę samochodu aby skonsumować naszą chińską zupkę, kiedy nagle zauważyliśmy młodzieńca rozdającego ulotki. Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym nawiązała się między nami, niczym telepatyczna nić porozumienia - chłopak zapytał mnie czy nie byłabym zainteresowana kuchnią Indyjską i bangladeską!!!
Moja radość eksplodowała niczym niedawny wulkan na Islandii - okazało się, że nowo otwarta restauracja znajduje się bardzo blisko, choć poza granicami ścisłego centrum.
Zabawna była nasza rozmowa, bowiem język angielski, spotkanego chłopaka był wielce wątpliwy - kiedy Damian zapytał, czy owa restauracja znajduje się daleko stąd - on z uśmiechem na ustach i dużym entuzjazmem, odpowiedział, że tak.. co oczywiście prawdą nie było - na szczęście jakoś się porozumieliśmy i podążając za Nim dotarliśmy do restauracji, która co prawda w moich ramach pojętej estetyki niestety się nie mieściła, jednak podane potrawy - były doprawdy przepyszne!
Zamówiony przeze mnie Sag Ponir Peas Pasanda - szpinak gotowany z groszkiem, serem,kokosem oraz bardzo wyrazistymi przyprawami, a do tego Peshwari Nan - jakiej nigdy jeszcze, w życiu nie jadłam! Przepyszna, z kokosem w środku - prawdziwa uczta dla podniebienia!!






Po długich godzinach jazdy, bez względu na to ile przystanków i ile malowniczych miejsc zobaczymy - nie mniej wyczekiwanym przeze mnie momentem, jest chwila całkowitego zatracenia się w nocnej ciszy..
..lubię moment, kiedy wszystko ucicha, kiedy przenikliwy na wskroś wiatr, pozostaje poza naszym namiotem a ciepło emanujące z ciepłych śpiworów, rozgrzewa przemarznięte stopy..
Tylko nos marznie wystawiony poza ciepłe pielesze..

21.04.10 Zachodnie wybrzeże Anglii
O poranku jednak, ciepłe promienie słońca witają nas radośnie..
Spragnieni ciepła wystawiamy nasze twarze, by ogrzać się w tej przyjemnej słonecznej kąpieli.. Przez dłuższą chwilę wsłuchani w dobiegający nas szum morza oraz pasące się nieopodal owce - wylegujemy się niczym dwa leniwce, zapominając o drodze, o otaczającej nas czaso-przestrzeni.. Po prostu jesteśmy..

"W namiocie 14*C na zewnątrz 17..
Świeci jasne słońce, niebo rozpostarte nad nami zniewala błękitem..
Dookoła nas tylko barany :) ..słowa Damiana w chwilę po wyłonieniu się z namiotu.. rzeczywiście dobiegają nas odgłosy ptaków oraz raz po raz odzywające się owce.
Piękny poranek - chłodny, pełny orzeźwiającej bryzy..
Skrzeczące mewy przypominają o bliskości morza - po wczorajszej podróży wśród Cumbryjskich gór - uwiedzeni zachodem słońca, tonącego w granatowej tafli szerokich wód morza Irlandzkiego, postanowiliśmy zanocować nieopodal plaży.."








Intrygujące formacje skalne wraz z małymi owieczkami - to atrakcje dzisiejszego poranka :)




Opuszczając słoneczną Cumbrię - podążamy w kierunku zielonej Walii, do której zapraszam Was serdecznie następnym razem! :)