czwartek, 29 października 2009

Cumbrae - West Cost.


"Scotland, my auld, respected mither!
Tho' whiles ye moistify leater,
Till whare ye sit on craps o' ,heather Ye tine your dam,
Freedom and whisky gang thegither, Tak aff your dram!"


Moje podróżowanie, to wielowymiarowa przestrzeń, którą wypełniam bliższymi lub dalszymi wędrówkami.
Podróż do Indii i Nepalu, była wyprawą moich marzeń, która przyznam szczerze miałam nadzieję, będzie powtarzać się częściej :)
Wiem, że w przyszłości na pewno znów wyruszymy w drogę, ku temu co bardzo odległe i nieznane.. Tymczasem jednak, od trzech lat z różnych względów przemierzamy kraje europejskie, które choć nie zawsze wystarczająco egzotyczne - niewątpliwie bywają piękne i godne wspomnień!

Pamiętam około 15 lat temu, moi znajomi wybierali się w podróż po Irlandii, a rok później do Szkocji - ja niestety nie miałam wystarczającej ilości pieniędzy, aby wyruszyć z Nimi, jednak kiedy przez pamiętną noc pełna ekscytacji, oglądałam trwający około 8-9 godz film nakręcony przez moich znajomych - pomyślałam, iż pewnego dnia dotrę do tego miejsca, a wówczas sama chłonąc piękno niezmierzonych przestrzeni, gór, cudownych wrzosowisk - stanę się cząstką świata, który wówczas był jedynie w zasięgu moich marzeń...

Około 10 długich lat, dzieliło mnie od tego aby moje pragnienie mogło zostać urzeczywistnione - teraz jednak od kiedy mieszkam w Szkocji, a zwłaszcza od kiedy posiadamy samochód - moje marzenie o przemierzaniu wzdłuż i wszerz, kraju, który zachwyca pod wieloma względami - jest namacalnym potwierdzeniem, iż marzenia urzeczywistniają się - wystarczy tylko bardzo pragnąć!! :)

...Dlatego pewnie tak mocno wierzę, że pewnego dnia znów dotrę do Nepalu, Tybetu, Pakistanu - gdzie cudowne Himalaje, Karakorum - z wszech stron otoczą moje serce..

.. Dlatego też nigdy nie przestaję wierzyć, iż dotrę w końcu do mojej upragnionej Afryki..

...oraz wielu, wielu cudownych miejsc!

Po powrocie z Nepalu, po raz pierwszy od kilku lat znów zaczęłam robić zdjęcia - do tej pory odkąd mój aparat został uszkodzony, niestety widziane obrazy, zapisywałam jedynie w głęboko ukrytych kartkach mej duszy.. a biorąc pod uwagę, iż Damian odkąd pamiętam robił naprawdę dobre zdjęcia - ja pozostawałam w cieniu z moimi fotograficznymi zapędami.. jedynie ciągle męczyłam go aby robił zdjęcia tu i teraz... w końcu jednak zmęczony moją natarczywością :) Damian postanowił kupić aparat, który po wyjeździe na trekking - odziedziczyłam ja :)

Odtąd nasze wędrowanie, mogłam i ja zapisywać w kadrze.. ciągle jeszcze dość nieporadnie - jednak mam nadzieję, iż wraz z dodawanymi przeze mnie zdjęciami - będziecie widzieli choć delikatną poprawę :)

Jak już wspomniałam, w Szkocji mieszkamy około 5 lat - od 3 zdjęcia robię również ja - w naszych fotograficznych spichlerzach, zebrał się bardzo pokaźny zbiór zdjęć, z którymi z przyjemnością będę się z Wami dzielić - proszę jedynie o wyrozumiałość, bowiem, niestety nie jestem najlepszym fotografem - jedynie intuicyjnym kronikarzem, który skrzętnie zapisuje wszystko to co zachwyciło go i choćby w najmniejszym stopniu ujęło swoją wyjątkowością..

Przez około 2 ostatnie lata bardzo dużo podróżujemy po Szkocji - wciąż jeszcze wiele miejsc do zobaczenia, jednak niewątpliwie z wieloma już teraz mogę podzielić się z Wami - zabierając Was w wirtualną podróż dookoła Szkockich bezdroży.. i nie tylko!

Naszą wędrówkę rozpocznę od małej wyspy
Cumbrae - na którą zabrała nas moja dobra znajoma.
Cumbrae, to wyspa położona w okolicach Hrabstwa Ayrshire., które głównie charakteryzują się bardzo dobrymi ziemiami uprawnymi, dlatego też zazwyczaj są one omijane przez wszelkie szlaki turystyczne.
Warto jednak wybrać się w te rejony (zwłaszcza w środku tygodnia), jeśli będąc w pobliżu Edinburgha, a jeszcze lepiej Glasgow - pragniemy spędzić ciche, pozbawione pośpiechu dni...
Po drodze warto zatrzymać się na dłuższą chwilę w Ayr - miejsce narodzin Roberta Burnsa (największy poeta Szkocji), bardzo urokliwe miejsce!

Aby dotrzeć na wyspę Great Cumbrae - należy dotrzeć do najbardziej wysuniętego na północ, miasteczka na wybrzeżu - Largs - skąd promem, można popłynąć właśnie na wspomnianą wcześniej wyspę.
Na wyspie znajduje się tylko jedno małe miasteczko, jednakże niepozbawione swoistego uroku -
Millport.


Mnie osobiście tak bardzo zauroczyła ta maleńka wyspa (w godzinę można przemierzyć ją rowerem dookoła), iż pamiętam, że pierwszą myślą, była chęć spakowania rzeczy i przeniesienia się właśnie w to miejsce :)
Zważywszy na fakt, iż w okresie letnim oraz niemalże w każdy weekend przybywa tutaj wielu spragnionych ciszy turystów (choć wątpię, czy właśnie wówczas można jej doświadczyć), to jednak biorąc pod uwagę, iż jak na mój gust nie ma tam nastrojowej kafejki, w której można byłoby przy dźwiękach nastrojowej muzyki, pozwolić unieść się delikatnej kontemplacji - wędrując po niezmierzonych meandrach własnej świadomości.. ja uznałam, iż jest to wymarzone dla mnie miejsce na to aby taką kafejkę prowadzić :)
Cóż, mój kolejny pomysł jak na razie pozostaje w sferze niespełnionych pragnień, póki co wędrujemy dalej, odkrywając kolejne niezwykłe miejsca...


Na wyspie, znajduje się kilka skał, "przysposobionych" przez mieszkańców - oczywiście na pożytek rozwoju turystyki - stanowiący jednak zabawny element, który zwraca uwagę każdego przybywającego tutaj turystę.
Skały te, okazało się, iż w zadziwiający sposób przypominają kształtem zwierzęta oraz jedna z nich - twarz człowieka - zostały pomalowane jaskrawymi kolorami, dzięki czemu, nie sposób ich pominąć!
Wyznaczają jakoby szlak wiodący dookoła wyspy!



Niemalże całe wybrzeże - to kamieniste plaże, które choć nie sprzyjają sielskim wylegiwaniom się w słońcu - którego jak wiadomo w Szkocji, zazwyczaj jak na lekarstwo :( tworzą ciekawy charakter terenu.








W jednym z zakątków, napotkaliśmy stado dzikich gęsi - zafascynowani jak małe dzieci, obfotografowaliśmy je z każdej możliwej strony!









Tradycyjne szkockie domostwa - tutaj, rozproszone na niewielkiej powierzchni, wzmagały w wyjątkowy sposób moją wyobraźnię - na myśl przychodziły mi skrawki przeczytanych wcześniej powieści, w których akcja oczywiście toczyła się w angielskich hrabstwach..




Wędrując przez wyspę, wąskimi drogami, otoczonymi charakterystycznymi w Szkocji kamiennymi murkami - warto dotrzeć na niewielkie wzgórze, z którego przy dobrej pogodzie, rozciąga się piękny widok na okoliczne wyspy - zwłaszcza na wyspę Arran (na którą zabiorę Was następnym razem), niestety zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem, podczas naszego pobytu, pogoda raczej nie rozpieszczała nas - deszcz i pochmurne niebo, skutecznie pozbawiło nas przyjemności rozkoszowania się piękną przestrzenią..
Mimo to - to piękna niewielka wyspa, którą niejedna osoba szczerze pokochała!!




Kończąc tę krótką wędrówkę, już teraz zapraszam Was na kolejną wycieczkę - tym razem na wyspę Arran - jak twierdzą Szkoci - Szkocję w pigułce!
Pozdrawiam Was serdecznie!!

wtorek, 20 października 2009

Ostatnie chwile w Katmandu.. Część II

Po raz ostatni zapraszam Was na krótką wędrówkę po Katmandu.




07.11.2006
Ostatnie 5 dni naszego pobytu w Katmandu - niestety część atrakcji ominęła mnie drugiego dnia, kiedy to boleśnie walczyłam z moim niewidzialnym wrogiem :(

Na szczęście 3 dnia, przestrzegając ścisłej diety, pomimo znacznego osłabienia wyruszyłam z moimi towarzyszami w dalszą wędrówkę, ku temu co niezwykłe i pełne tajemnic dla takiego laika jak ja.. :)



Odwiedziliśmy miejsce znane, prawdopodobnie wszystkim odwiedzającym Katmandu - najwyżej położoną
stupę - Swayambunath Stupa.


Małe, filigranowe małpki - które poza czarującym urokiem, niestety miewają psotliwą naturę..








Okolice Lalitpur...


... Golden Temple..











Ostatniego dnia odwiedziliśmy Pashupati - Holy Area, położona nad brzegiem rzeki Bagmati, nad którą dokonuje się kremacji.

Jest to miejsce, gdzie przybywają wierni z całych Indii i Nepalu, a wśród nich wielu sadhu, wędrujących ascetów.. tzw. świętobliwi mężowie!


Pobyt w krainie bogów - minął niepostrzeżenie.. miesiąc jak jeden dzień, przeminął - pozostawiając w sercu i duszy wiele niezapomnianych wspomnień..
Pomimo choroby i niewątpliwego zmęczenia związanego z trekkingiem - moje serce wyczekuje dnia, kiedy znów będzie mogło tam powrócić!
...Być może, jeśli los pozwoli - w przyszłym roku??
Pozdrawiam wszystkich, którzy zechcieli przez krótki moment odbyć wirtualną podróż w miejsce moich dziecięcych marzeń... które jak się okazuje, czasem się spełniają :)

wtorek, 13 października 2009

Katmandu - Dolina Bogów! Część I

"W położonej w Nepalu, u podnóża Himalajów, Dolinie Katmandu na każdym kroku spotyka się święte miejsca, sanktuaria, świątynie, kapliczki i ołtarzyki poświęcone bóstwom hinduskim i buddyjskim. To miejsce, nazywane ziemską siedzibą bogów" (Leszek Matela).

Kończąc moje wspomnienia z jakże odległego już wyjazdu do Indii oraz Nepalu - zapraszam Was na krótką wędrówkę wśród magicznych zakątków Katmandu!
Muszę przyznać, iż wczorajszego wieczoru, zawstydziłam się bardzo - odkryłam, iż kolejna osoba obserwuje - tudzież zamierza obserwować moje wędrówki dalekie i bliskie - a ja odkąd zakończyłam wpis dotyczący ostatnich chwil trekkingu - zupełnie milczę :(
Wkrótce moje kolejne urodziny i przyznam szczerze, iż z łezką w oku wspominam ten piękny czas w Nepalu.. ale też w Szwajcarii, kiedy to obchodziłam również w cudownych okolicznościach przyrody, swoje 21 urodziny..
Zastanawiam się, gdzie los poprowadzi mnie w moje 41 urodziny??
Puki co zamierzam kontynuować swoje wspomnienia - bardziej lub mniej opisowo - jednak zawsze z nostalgią w tle i poczuciem szczęśliwości minionych chwil..

Niestety, kiedy wróciliśmy po przebytym trekingu do Katmandu okazało się, iż mój organizm odmawia mi posłuszeństwa..
Pierwszy dzień poświęciliśmy na zwiedzanie największej stupy tego jakże egzotycznego dla mnie zakątka na ziemi.. po czym obezwładniona niewidzialnym wrogiem - poległam na polu bitwy.. ( aby po powrocie do domu - po niemalże 24-25 dniach totalnego rozstroju żołądka oraz bezwględnej niemocy - dowiedzieć się, iż około 5 dni przed końcem trekingu, zaraziłam się bakterią, która uśmierca w Azji, rocznie około półtora miliona osób - nie życzę nikomu takiego wroga - bowiem przypadłość ta potrafi naprawdę człowieka powalić z nóg.. Na szczęście (dla mnie) bakteria ów groźna głównie jest dla dzieci oraz osób starszych - jednakże wyniki badań okazały się tak niepokojące, iż po kilku dniach zjawił się u mnie pracownik medyczny (w Polsce, odpowiednik medycyny tropikalnej) który z prawdziwym niepokojem zapytał mnie co jadłam, gdzie byłam, kogo dotykałam itp... kiedy oświadczyłam, iż 3 tygodnie temu wróciłam z Nepalu - pan odetchnął z prawdziwą ulgą, oświadczając mi, iż obawiając się iż, zostałam zarażona gdzieś w Szkocji - społeczeństwu szkockiemu grozi niebezpieczna epidemia!
Niebezpieczeństwo zostało zażegnane po zaaplikowaniu mi odpowiednich antybiotyków, po około 7-8 dniach mój organizm powrócił do życia :)
Niestety moja niemoc, skuteczne odebrała mi siły do jakichkolwiek zapisków.. dlatego uraczę Was kilkoma zaledwie wspomnieniami, które nadal pozostały głęboko w moim sercu :)



Celem naszej pierwszej wędrówki była wspomniana już wcześniej
Boudhanath Stupa
- największa w Katmandu, ale też w całym Nepalu!



Pamiętam z dokładnością szczegółów, naszą podróż przez zatłoczone uliczki Katmandu.. tysiące ludzi.. kobiety ubrane w multikolorowe stroje.. stragany przepełnione zarówno egzotycznymi owocami, jak i zwykłymi przedmiotami codziennego użytku.. kolorowymi tkaninami oraz podróbkami najpopularniejszych firm trekkingowych - od wyboru do koloru!!

Droga była bardzo długa i niezwykła w swojej egzotyce, kiedy jednak w końcu dotarliśmy na miejsce, jakież było moje zdziwienie - zastanawiałam się jak będzie wyglądać miejsce do którego zmierzaliśmy - największa stupa Nepalu w otoczeniu jakie mijaliśmy - trudno było mi sobie wyobrazić to miejsce.. i gdzież ona była??

Okazało się, iż stupa znajduje się tuż za całym zgiełkiem zatłoczonych ulic - wystarczyło przekroczyć magiczne wrota, aby znaleźć się w jeszcze bardziej magicznym miejscu!!

Dźwięki, bardzo dobrze już nam znanej mantry Om Mani Padme Hum - rozbrzmiewały w niemalże każdym zakątku..


Zauroczona miejscem, atmosferą, ludźmi - wędrowałam dookoła stupy wsłuchując się głosy wszechświata, skupionego w tak małym skrawku naszej planety... dotykając z bijącym sercem młynków modlitewnych!



... Oczy Buddy spoglądające w cztery strony świata...









"Gdy nabierasz wprawy,

Wszystko staje się łatwe.

Teraz uczysz się znosić małe problemy.

Później będziesz umiał znieść problemy wielkie."


środa, 10 czerwca 2009

Urodziny o jakich można tylko marzyć...

02.11.06 Pomiędzy Dole a Tengboche

O poranku wyruszyliśmy w dalszą drogę.. pogoda znów była piękna, jednak szybko okazało się, że Damiana kolano jest już na skraju wytrzymałości :(

Bolesne dolegliwości, znacznie spowolniły nasze przemieszczanie się tym razem w dół, co niestety przy chodzeniu nie pomagało!

Nasi towarzysze wyprawy, postanowili, ze wybiorą się jeszcze do Tengboche - gdzie znajduje się największa w tym rejonie Gompa wraz z pięknym widokiem na Ama Dablam, Mt Everest oraz inne ośnieżone szczyty.

Przyznam, że była to dla mnie propozycja bardzo kusząca - bowiem wraz z podjęciem decyzji, iż lecimy do Nepalu - moją cichą nadzieją było to, iż odwiedzimy Buddyjską świątynię.. do której jak do tej pory nie mieliśmy okazji dotrzeć.. jednakże byłam już tak bardzo zmęczona, iż nie miałam siły myśleć o kolejnej wspinaczce.. gdybyśmy mieli czas na dwa, nawet jeden dzień odpoczynku..

Ostatecznie, postanowiliśmy z Damianem, ze będziemy szli wolniej (ze względu na jego nogę), następnie dotarłszy na umówione miejsce, spędzimy noc wspólnie z pozostałymi.. a rano się zobaczy!

Dotarcie do celu, okazało się bardzo przyjemnym spacerem, bardzo urokliwym, a kiedy pojawiliśmy się w loggii - wszyscy czekali na nas przy rozpalonym kominku - posiliwszy się ciepłą strawą :) okazało się, ze możemy wziąć gorący prysznic - zważywszy na fakt, iż od czterech dni korzystaliśmy tylko z nawilżonych chusteczek - wiadomość niebywała!!

Ale, ale... szczęście byłoby zbyt duże gdyby wszystko było takie proste i oczywiste!Kiedy zostałam zaprowadzona pod prysznic 0 - moje zaskoczenie było ogromne - prysznic znajdował się w maleńkiej, drewnianej komórce poza domem.

Przez moment zastanawiałam się skąd będzie pobrana woda.. odpowiedź otrzymałam bardzo szybko! Gospodarz, pomaszerował na drugą stronę, wszedł na dach - a tam z wielkiego garnka na mój znak gotowości - zaczął lać wodę w maleńki lejek.. dzięki, któremu woda spływała nieśmiałymi kroplami ku wnętrzu, a tym samym na moje spragnione wody ciało :)

Woda, rzeczywiście tym razem była.. hmm.. powiedzmy, ze ciepła - problem jednak polegał na tym, iż docierała ona w tak wolnym tempie, iż sam proces namoczenia włosów zajął co najmniej pół godziny!! Zanim prysznic skończyłam, wymarzłam jak nie wiem co, ale przynajmniej poczułam się choć odrobinę odświeżona - a tym samym gotowa na kolejną wspinaczkę!


03.11.06 Tengboche (3870m npm)
O poranku, zostawiwszy plecaki w loggii, w której spaliśmy - wyruszyliśmy ku Tangboche.
Przemierzyliśmy kolejny most..
Minęliśmy kilka napędzanych wodą młynków modlitewnych..




By ostatecznie, pokonawszy strome zbocze - dojść do słynnej Gompy..










... Gompy, która na tle Ama Dablam, Mt Everestu oraz innych szczytów - prezentowała się niewątpliwie pięknie..



...Cóż, właśnie zdałam sobie sprawę, ze nie dodałam żadnego zdjęcia, które pokazuje Gompę w całości, jednak mam nadzieję, ze choć w małym stopniu można odczuć, wyjątkową atmosferę, aja panuje w tym miejscu!



Niezwykłe dla mnie było to, iż po raz kolejny przekonałam się, jak realne są nasze marzenia - ja od dawna pragnęłam pojechać w Himalaje, aby choć w maleńkiej części poczuć atmosferę wypraw wysokogórskich, które śledziłam z zapartym tchem przez wiele lat..

Pragnęłam również, uczestniczyć w uroczystościach.. medytacjach buddyjskich mnichów.. ostatecznie w najgłębszych zakamarkach serca, kryłam pragnienie spędzenia swoich urodzin w niezwykłym miejscu!

Wszystkie te pragnienia ziściły się w chwili, kiedy dotarliśmy do Nepalu - a prawdziwą pełnię, odczułam w samym Tengboche!

Tamtejsi mnisi - dokładnie kiedy dotarliśmy do tego magicznego miejsca - rozpoczęli swoje medytacje, tuż obok Gompy, przy małej Stupie.

Później w Katmandu mieliśmy okazję uczestniczyć w różnych uroczystościach kilkakrotnie - jednak, to właśnie w Tengboche spełniła się magia mych ukrytych pragnień :)



















Odkryliśmy również małą piekarenkę - aby uczcić tę niecodzienną chwilę - postanowiliśmy uraczyć się którymś, z pachnących ciasteczek..

Wybór był duży, nie mniejszy jednak od mojego niezdecydowania - kiedy tak stałam dumając na co miałabym ochotę - podszedł do mnie pewien mężczyzna, po czym zapytał mnie czy również wzruszyłam się przychodząc tutaj,i czy podobnie jak On popłakałam się - przyznam, że nigdy w życiu obcy człowiek nie zadał mi takiego pytania!

Ale cóż mogłam odpowiedzieć - dokładnie tak było, nie wspomniałam mu jednak, że dzisiejszy dzień jest dla mnie również wyjątkowy z tego względu, iż były to moje i mojego taty urodziny!!

Będąc w tak wyjątkowym miejscu - spełniły się moje marzenia i pomimo, iż nikt nie wiedział, iż obchodzę dziś urodziny (Damian z powodu bolącego kolana powolnym krokiem kierował się już do Namche Bazaar), to mimo to, czułam całą miłość i radość świata i wiedziałam dokładnie, że wszystkie najbliższe mi osoby myślami są również ze mną!

Życie potrafi sprawiać nam niezwykłe niespodzianki..

Potrafi być niezwykłe!!!