czwartek, 4 czerwca 2009

Coraz bliżej Namche Bazaar..

24.10.06 Bupsa (2300m npm)
Po dotarciu do Bupsy - szerpijska nazwa: Bumshing, Bumszing - przywitały nas roztańczone dzieci.
Dziś - od niepamiętnych czasów, znów mogliśmy delektować się ciepłym prysznicem - zazwyczaj, nawet jeśli widnieje informacja, że istnieje możliwość wzięcia gorącego prysznica - w praktyce oznacza to fakt, iż woda nie jest lodowata, co najwyżej znośnie zimna :)
Wieczorem, czekała na nas bardzo miła niespodzianka - gospodarz, jak się okazało - był opiekunem tutejszej 100letniej Gompy dzięki czemu mogliśmy ją zobaczyć od wewnątrz!
Niestety nie byliśmy w stanie zrobić żadnych zdjęć -a szkoda - jej wnętrze było naprawdę piękne, malownicze..




25.10.06


Następnego dnia, obudziliśmy się o tradycyjnej porze - śmieszna sprawa - zazwyczaj schodziliśmy z Damianem jako jedni z ostatnich :( tym razem jednak Damian zerwał się na równe nogi, twierdząc, iż na pewno wszyscy są już po śniadaniu - na pewno zaspaliśmy - okazało się, że na dole nikogo jeszcze nie było!!
Cóż, w końcu to my byliśmy pierwsi :)
A w nocy słyszeliśmy bardzo dziwne dźwięki - zastanawialiśmy się co to było - bardzo głośne, rozpaczliwe - rankiem, gospodarz, poinformował nas, że był to lis - tak po prostu - lis! Nigdy wcześniej nie słyszałam lisa - było to zatem, bardzo dziwne i nowe doświadczenie :)

Wędrując przez górzyste tereny - mijaliśmy dzisiejszego dnia piękne, malownicze wioseczki - tak barwnych do tej pory, jeszcze nie było!





W końcu, dotarliśmy do osławionego mostu - miejsca, gdzie Maoiści pobierają duże opłaty za wstęp do Parku Sagarmatha - zupełnie nie potrafię pojąć tego procederu (oczywiście, aby wejść na teren Parku, należy przy oficjalnej budce, wykupić bilet wstępu), zatem te kolejne opłaty dla polepszenia kasy Maoistów - to delikatna przesada - cóż można próbować przeforsować, tak jak to zrobili nasi znajomi Czesi - przeszli przez most ignorując idącego za nim z karabinem młodego Maoistę - na szczęście skończyło się tylko na krzykach!!
Nas przepuszczono akceptując nasz wcześniejszy kwit, świadczący o tym, iż opłatę już uiściliśmy!




Moje kochane Jaki :)


27.10.06 Namcze Bazaar (3480m npm)
Szerpijska nazwa - Nauche - Aby tam dojść, musieliśmy pokonać szereg dolin, wąwozów, długich kołyszących mostów zawieszonych wysoko nad rwącymi rzekami oraz wspinać po stromych stokach - wszystko, to warto przeżyć, wędrować długie dnie wśród bezludnych bezdroży - od czasu do czasu spotykając pogodnych Nepalczyków!


W Namcze Bazaar, w każdy piątek rozpoczyna się targ, na który przychodzą mieszkańcy Tybetu - dla mnie było, to tym bardziej cenne, bowiem do Tybetu dotrzeć pewnego dnia chciałabym bardzo - a to spotkanie z nimi, było namiastką moich marzeń :)
Zadziwiające - jak bardzo Tybetańczycy różnią się od Nepalczyków!




Na targu spotkaliśmy Ryszarda Pawłowskiego - przywitaliśmy się, tak jakbyśmy znali się od zawsze :)
Bardzo sympatyczne spotkanie!


Razem z Damianem krążyliśmy, wzdłuż kolorowych uliczek, chłonąc tę wyjątkową atmosferę!
Dotarliśmy również (zaprowadził nas Piotrek), do maleńkiej restauracyjki - normalnie docierają tam tylko Nepalczycy - trudno byłoby zorientować się zwykłemu turyście, że może wstąpić tam na pyszny posiłek - a posiłek był nieziemski!
Zajadaliśmy się pysznymi Pierożkami momo - zarówno wersja wegetariańska, jak i z tuńczykiem - wyśmienite!!

Posiliwszy się, oddaliśmy do pralni nasze pranie, a sami podążyliśmy w poszukiwaniu drobnych upominków :) a było w czym wybierać!!
Jakże, ja polubiłam to miejsce!!
Cieszę się, że w drodze powrotnej znów tutaj się zatrzymamy!!

1 komentarz:

  1. Heh, Namche Bazaar jest na wysokości prawie 3500 m n.p.m. i żyją tam ludzie, ale to pikuś. Tybet ma 4500 do 5000 m. A w Chile ludzie żyją na wysokości ponad 5000! A z innej strony patrząc - żyją w tak różnych zakresach temperatur, od + 50* do - 60*C. Trudno się dziwić, że wyglądają tak odmiennie.
    I jeszcze spotkaliście Pawłowskiego w środowisku prawie naturalnym :-) Ja widziałam go raz, na jakimś 'Spotkaniu z górami' na wrocławskiej polibudzie, kompletnie nie pasował do otoczenia. Jak opowiadano historię jego złamanej na Nanga Parbat nogi (i zdjęcia z akcji ratunkowej), to uznałam, że najprawdopodobniej jest robocopem - normalny człowiek by tego nie przeżył ;-)

    OdpowiedzUsuń