sobota, 30 maja 2009

Trekking cdl. ..

22.10.06 Junbesi (2695 npm)

Po zjedzeniu pysznego śniadania :) wyruszyliśmy w dalszą drogę..

Wspomniane przeze mnie wcześniej Goyom - to wioseczka, nieopodal najwyżej położonej przełęczy (3300m npm), która ku naszemu zaskoczeniu - cała pokryta była śniegiem. W naszym przypadku co prawda nie miało to tak naprawdę większego znaczenia - wystarczyło ubrać cieplejsze ubrania - jednak kiedy myślałam o biednym Sunami, który nadal z nami szedł - a który to wędrował w samych klapeczkach - przechodziły mnie ciarki. Najgorsze było, to iż w tamtych okolicznościach nie mieliśmy nawet szansy kupić mu innych butów!

Sam Sunami, jednak nie bardzo się przejmował, co prawda z radością przyjął od nas polar, ale buty (lub ich brak!), nie stanowiły dla niego większego problemu! Nepalczycy to naród doprawdy niezwykły - zamartwiając się o naszego znajomego Sunami - mijaliśmy biegnących niemalże po stromych stokach, porterów nie inaczej, jak zupełnie na boso!! Zatem klapki można by przyjąć były dużym luksusem.. Tym niemniej nie było łatwym zaakceptować fakt, iż tuż obok mnie maszeruje w zimnym śniegu - dziecko jeszcze, pozbawione normalnego obuwia...

Wędrując wśród górzystych bezdroży - po raz pierwszy spotkaliśmy młodych chłopców, którzy uczęszczali do jednej z buddyjskich szkół.. Wyglądali uroczo :)



Pokonując kolejne kilometry, dotarliśmy do bardzo sympatycznego miejsca, w którym początkowo planowaliśmy spożyć tylko ciepłą herbatkę - jednak okazało się tak przyjaznym domostwem, iż jednogłośnie postanowiliśmy pozostać tutaj na nocleg..




Maleńka miejscowość, do której dotarliśmy była jedną z nielicznych, które nie sprawiały wrażenia naprawdę bardzo biednego. Dom, w którym zdecydowaliśmy się na nocleg, prawdopodobnie był jednym z zamożniejszych chat - tutaj zjedliśmy najsmaczniejszy dal bhaat, który składa się z ryżu, zupy z soczewicy oraz w zależności od rejonu - warzyw jakie są tam uprawiane.

Tym razem wersja była bardzo bogata, a i smakowała przepysznie!
Wspomnieć jednak chciałabym o pewnym zdarzeniu, które mogło skończyć się tragicznie, na szczęście dzięki szybkiej akcji naszego kolegi, wszystko skończyło się tylko strachem.. otóż posiliwszy się, nie tylko dal bhaatem - rozsiedliśmy się wygodnie w okół kozy centralnie położonej w jadalni. Kiedy zmrok otulił ciemnością zmęczony świat - gospodyni postawiła na kozie świeczkę.
Przyglądając się delikatnemu płomyczkowi oraz tocząc leniwe pogaduszki, nagle zauważyliśmy, iż świeczka zaczyna się bardzo dziwnie zachowywać - Piotrek postanowił ową świeczkę ugasić, jednak w tym momencie świeczka wywróciła się, po czym w mgnieniu oka ogień rozprzestrzenił się po całym piecu! Ogień wzmagał się coraz bardziej - płomienie dosięgały niemalże sufitu! Poderwani na równe nogi, z przerażeniem patrzyliśmy na to wszystko a co najgorsze okazało się, że każdy z nas pije alkohol, którym oczywiście ognia nie dało rady ugasić!

Biorąc pod uwagę, iż chata w głównej mierze wykonana była z drewna, można sobie wyobrazić co działo się w naszych głowach przez te zaledwie kilkanaście sekund! Przerażona gospodyni, kiedy zobaczyła co się dzieje, przybiegła z odrobiną wody, na szczęście w międzyczasie - Paweł, który jako jedyny pił piwo - bardzo szybko uznał, że ten trunek nie powinien wzmóc ognia, a wręcz przeciwnie go ugasić - katastrofa została zatem zażegnana - jednak od tamtej chwili wszyscy na wszelkiego rodzaju świeczki, byliśmy bardzo wyczuleni!!



Pomyśleć, że chwila nieuwagi a dorobek całego życia - spłonąłby w przeciągu kilkudziesięciu chwil!!!




To jedna z chat, gdzie wędrując przez długie godziny, często w zupełnych pustkowiach - zatrzymywaliśmy się na filiżankę herbaty. Tym razem Pan poczęstował nas serem z jaka - okazał się wyśmienity - my z Damianem zakupiliśmy duży kawałek sera, który w późniejszej drodze był najsmakowitszą przekąską..


Kolejna przełęcz.. kolejne stupy! Chorągiewki modlitewne.. Coraz bardziej tutejszy krajobraz przenika głęboko w nasze dusze!




23.10.06 Nuntala (2250m npm)


Dzisiejszej wędrówce towarzyszyły nam cudowne widoki! Magiczne, ośnieżone szczyty, od czasu do czasu, kryjące się za kolejnym wzgórzem..



W pewnym momencie rozpętała się straszna ulewa, po czym świat ogarnęły szalejące na niebie pioruny i błyskawice! Uf - to jedna z nielicznych rzeczy, które napawają mnie lękiem!

Do miejsca, w którym umówieni byliśmy na nocleg, pozostało prawdopodobnie zaledwie 30 min, jednak niemożliwością było dalsze maszerowanie. Postanowiliśmy burzę przeczekać popijając herbatkę w jednym z domów.. burza jednak nie miała zamiaru przemijać, rozkręcała się coraz bardziej! W końcu, kiedy troszkę się uspokoiło, ruszyliśmy w kierunku miejsca, w którym mieliśmy spędzić noc - tam mieliśmy nadzieję, ze szybciutko zjemy ciepły posiłek, po czym położymy się spać...cóż, dotrzeć dotarliśmy w końcu - jednak okazało się, że na jedzenie przyszło nam czekać znacznie dłużej!!




Obserwując jak żyją Nepalczycy - i my szybko przyzwyczailiśmy się do wszelkich niedogodności.


Poza tym, kiedy rankiem witały nas tak piękne obrazki - nic nie miało już znaczenia!

Liczył się tylko fakt, iż możemy po prostu być w tak zjawiskowym miejscu!

A to dopiero początek!



Każdego dnia pokonywaliśmy długie godziny, wypełnione wieloma kilometrami. Czasem jak już pisałam, zatrzymywaliśmy się w różnych domach na kubek herbaty, czasem miskę zupy.


Tego dnia ja z Damianem pozostaliśmy daleko w tyle - nasza przypadłość fotografowania niemalże wszystkiego :) zdecydowanie spowolniała nasze tempo.. z dużą dozą chęci zaprzyjaźnienia się z mieszkańcami - z przyjemnością zatrzymywaliśmy się w różnych chatkach, choćby po to aby pobyć z mieszkańcami choć kilka chwil..




Tym razem oboje z Damianem doznaliśmy bardzo szczególnych uczuć.. zostaliśmy przyjęci z niesamowitą serdecznością, jednocześnie zobaczyliśmy najbiedniejsze do tej pory domostwo - zaledwie jedno posłanie, na którym spała cała rodzina, Bardzo uboga kuchenka oraz zaledwie kilka przedmiotów codziennego użytku..
Niesamowite jak niewiele potrzeba, aby żyć! Nie myślę w tej chwili o wegetacji -w której niewątpliwie żyje niezliczona ilość ludzi na naszym globie!


W tym domu, było widać ogromną biedę, jednocześnie uśmiechnięte twarze dzieci i dobroć bijącą z twarzy kobiety, która przygotowała dla nas herbatę..






Nasza droga zmieniała swoje oblicze - zaskakując nas coraz bardziej malowniczymi krajobrazami..




W końcu dotarliśmy do kolejnego celu naszej wędrówki - Bubsy.
Miejsce piękne, a zważywszy na fakt, iż od kilku dni w Nepalu trwało święto Hindu - przywitały nas tańczące dzieci, ubrane w tradycyjne, kolorowe stroje.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz