niedziela, 24 maja 2009

Kierunek - Nepal

15.10.06 Trasa do granicy z Nepalem

Z Delhi wyruszyliśmy pociągiem, do miejscowości najbliżej położonej granicy z Nepalem.
Noc minęła szybko, barwnie - biorąc pod uwagę, iż życie w przedziale kwitło z godziny na godzinę - co kilka minut pojawiały się różne osoby, które oferowały pasażerom wszelakie smakołyki.. ja skusiłam się na herbatę - ta niestety okazała się tak słodka, iż choćbym nie wiem jak bardzo była spragniona - niestety nie potrafiłam jej wypić :(
O poranku - nowy dzień, nowe emocje, przestrzenie...
Do granicy pozostało około 6 godz. Postanowiliśmy wynająć busa, którym wyruszyliśmy w kierunku Katmandu!
Jadąc do granicy, w pewnym momencie zatrzymał nas policjant - który to bez większych ceregieli wsiadł do samochodu wraz z czwórką towarzyszy, aby tak jak my, do granicy dojechać, z tą różnicą, iż o zapłacie z Jego strony oczywiście nie było mowy -to my byliśmy fundatorami całej wycieczki : )
Dojechaliśmy szczęśliwie, choć przyznam, iż towarzyszyły nam chwile grozy - syn kierowcy - kilkunastoletni chłopak, z braku miejsca - wciśnięty został do bagażnika - jednak miejsca było na tyle mało, że niestety przez całą drogę musiał biedak niemalże wisieć na obrzeżu trzymając się kurczowo otwartych drzwi!
Straszne to było, ponieważ jak wiadomo nie jechaliśmy z prędkością sunącego po szosie roweru - wręcz przeciwnie - nasza prędkość niejednokrotnie przekraczała zdrowo-rozsądkowe tempo!
W pewnym momencie, na jednym z zakrętów, drzwi niemalże zdusiły palce chłopaka - to zdecydowanie przelało miarkę - wszyscy podnieśliśmy głośny rwetes - kierowca zatrzymał się, a chłopak usiał na naszych kolanach.
Po dotarciu szczęśliwie do granicy - chcieliśmy uzyskać mniejszą opłatę za przejazd, ze względu na pasażerów na gapę - niestety policjant i jego towarzysze - to wyższość konieczna!!
Cóż, należy się cieszyć, że jesteśmy już w Nepalu :)




Tutaj, po wypełnieniu dokumentów potrzebnych aby uzyskać wizę - znów czekanie na kolejnego busa.. Na granicy straszny tłok, zatem odszukanie wolnego kierowcy nie było zadaniem łatwym, a jak już go znaleźliśmy - musieliśmy czekać ponad godzinę, aby biedak mógł się wydostać z zatłoczonej drogi.

W oczekiwaniu, wszyscy spragnieni zimnego piwa (niestety w Indiach piwa kupić się nie da - nam udało się odszukać jeden sklep, w którym tenże napój mogliśmy nabyć), tutaj jednak piwo jest ogólnie dostępne, a ponieważ upał zaczął nam dokuczać niemiłosiernie - wszyscy z przyjemnością schłodzone piwo wypili : )
W międzyczasie dwie małe dziewczynki podbiegły do nas prosząc o kilka rupii - jeden z naszych kolegów obdarował Je dolarem - co przyczyniło się do tego, iż po chwili przybiegła kolejna dziewczynka z bardzo zmartwioną miną - bowiem i ona pragnęła dolara otrzymać..
Nasze oczekiwanie na busa znacznie się przedłużało, zatem i dziewczynki wracały wielokrotnie..
Ostatecznie, kiedy poinformowano nas, że bus czeka 100m dalej, spakowaliśmy plecaki, po czym z radością wyruszyliśmy w ich kierunku... a dziewczynki wraz z nami!
Na pożegnanie, my z Damianem obdarowaliśmy Je drobnymi rupiami, co wywołało duży uśmiech na ich twarzach - wyściskaliśmy się serdecznie a one jeszcze długo po naszym odjeździe stały i machały nam na pożegnanie!


Wzruszyło mnie bardzo to spotkanie - te małe istoty, choć radosne, niewątpliwie pozbawione są normalnego życia - i nie mam tu tylko na myśli dostępu do wszelkich dóbr jakie oferuje zachodnia cywilizacja - one są na wskroś ubogie, prawdopodobnie niejednokrotnie nie mają co jeść, nie wspominając o tym, iż być może nigdy nie nauczą się czytać, pisać..
Jaka czeka Je przyszłość??


Życie codzienne...

Po długiej jeździe, kierowca zatrzymał się w maleńkiej wiosce u Jego znajomych, gdzie z przyjemnością zjedliśmy tradycyjny Nepalski posiłek!
Początkowo otrzymaliśmy ryż z małą ilością soczewicy gotowanej z ziemniakami, rzodkwie w marynacie, zupę z soczewicy w maleńkiej miseczce, odrobinę szpinaku oraz ostry sos chilli.
Jednak kiedy skończyliśmy, gospodarze według nepalskiego zwyczaju - przynosili nam kolejne potrawy, tak długo aż każdy z nas było najedzony do syta :)
Po długiej podróży w końcu mogłam też umyć dłonie w wodzie i pachnącym mydle!
Mydło czułam jeszcze w Katmandu!!

Do Katmandu dojechaliśmy w nocy - niestety pokoje mieliśmy zarezerwowane od godziny 8 rano - była 3 nad ranem i praktycznie żadnych szans na nocleg :(
Na szczęście Damian wpadł na pomysł - zapytał właściciela hoteliku, czy mają tutaj jakiś taras?
Okazało się, że jak najbardziej - na dachu znajdował się bardzo przyjemny tarasik, na którym bez problemu mogliśmy przespać się na własnych karimatach :)
O poranku zbudziły nas dziwne śpiewy...
Kiedy wyjrzeliśmy zza taras - okazało się, że tuż obok znajduje się szkoła..
Zobaczyliśmy coś niebywałego - dzieci ustawione w szeregu śpiewały hymn lub cokolwiek innego.. a co okazało się jeszcze dziwniejsze - takie zgrupowanie kontynuowano co godzinę!


Ostatnie migawki przed wyruszeniem w kierunku wioski, gdzie kończy się normalna droga, a zaczyna szlak wśród górskich bezdroży...
Tam też rozpoczniemy swój 18-dniowy trekking!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz